Przemierzyli około 6,5 tysiąca kilometrów w blisko rok. Początkowe kilometry były oznaczone przez samego Glińskiego podczas pracy przy wyrębie tajgi, dalej kierowali się za pomocą gwiazd, czy po tym jak rośnie mech. Przydatne okazały się umiejętności harcerskie Witolda zdobyte przez zesłaniem od łagru. Nauczył się tam jak przetrwać w trudnych warunkach, jak wyznaczać kierunki, odnajdywać źródła wody, czy jadalne rośliny.
Zapasy Glińskiego były skromne, suchary szybko się skończyły, dlatego jedli wszystko co tylko się dało. Korę, rośliny, robaki, czy węże. Z skrajne ujemnych temperatur, przeszli na pustynie Gobi, gdzie odczuwali plus 40 stopni. Tam z kolei silnie we znaki dawał się brak wody.
Z relacji Witolda Glińskiego wiemy, że w grupie uciekinierów nie było przyjaźni. Mężczyźni nie przepadali za sobą stąd pojawiały się spięcia i konflikty. Mimo tego napięcia polski uciekinier głęboko przeżył śmierć trzech polskich oficerów.
Zapytany przez Jahn'a Dyson'a, dlaczego uciekł z łagru, Gliński odpowiedział: „Zaryzykowałem życie, bo... chciałem żyć. Lepiej było zginąć walcząc, zginąć podczas ucieczki niż siedzieć na miejscu i czekać na powolną śmierć.” Podkreśla, że to jego silna wola i chęć życia doprowadziły go po 6,5 tysiącach kilometrów do Indii. Wyczerpanie ucieczką nie pozwoliło mu nawet na radość, gdy po blisko roku zobaczyli brytyjski oddział Gurków przy indyjskiej granicy. Wtedy po raz pierwszy od niepamiętnych czasów dostali kanapki i ciepłą herbatę. Mężczyźni byli w fatalnym stanie, zniszczone ubrania, długie brody, wycieńczony organizm, pokryte wrzodami, wychudzone ciało. Zostali skierowani do szpitala wojskowego w Kalkucie, gdzie poddano ich odpowiedniej opiece.
Następna strona


Strona główna